Dziś marihuana to temat wysoce kontrowersyjny. Nie zawsze jednak tak było. Mało kto wie, że posiadanie małych ilości marihuany nie było w Polsce zakazane aż do 2000 roku, a uprawy konopi siewnych były bardzo popularne jeszcze w XX wieku! Konopie zepchnięto na margines, a każdy, kto ma przy sobie jakąkolwiek ilość popularnej „trawki” patrzy na widmo odsiadki. Sprzeciwia się temu Łukasz Rydzik z Nowej Lewicy.
Obecny stan rzeczy
Żeby uświadomić sobie, jak bardzo zły jest obecny system, trzeba przedstawić nieco faktów. Według raportów policja marnotrawi 80 milionów złotych rocznie na nieskuteczne działania w zakresie ścigania przestępstwa posiadania narkotyków na własny użytek.
Po kryminalizacji liczba wykrywanych przestępstw narkotykowych wzrosła z 1896 rocznie do ponad 30 tysięcy. Posiadanie zakazanych środków stanowi około 70% wszystkich stwierdzonych przestępstw narkotykowych. Dla porównania, w 2000 roku było to 14,3%. Przez cały ten czas nie zmieniła się liczba wykrywanych poważnych przestępstw narkotykowych!
Widzimy więc jasno, że nacisk służb został ustawowo przesunięty na ściganie osób, które posiadają marihuanę na własny użytek, podczas gdy to strona podażowa jest problemem. Nielegalna marihuana to po prostu maszynka do pompowania statystyk policyjnych.
Legalizacja marihuany w Polsce – potencjalne korzyści
Według danych WHO marihuana jest mniej szkodliwa od alkoholu. Z kolei Europejskie Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii donosi, że w 2019 roku było ok. 2 500 000 aktywnych konsumentów marihuany – z każdej grupy społecznej, w tym politycy czy lekarze. Szacunkowo rocznie spala się u nas 500 ton marihuany.
Przy tej liczbie i średniej cenie rynkowej, można wyliczyć, że roczny obrót na czarnym rynku marihuany to około 25 miliardów złotych. Pieniądze te mogłyby znajdować się w rękach legalnych firm – sprzedawców, dostawców, rolników – którzy odprowadzaliby od tego podatek, VAT i budowali polskie PKB. Podatku tego byłoby niemało. W 2018 Money.pl szacowało, że do budżetu wpłynęłoby 9 miliardów złotych, które wówczas stanowiło aż 1/3 deficytu budżetowego.
Legalizacja konopi w Polsce podnosi bezpieczeństwo użytkowników: kupują legalny, przebadany towar, który następnie bez stresu konsumują. Chroni też dzieci, które nie będą w stanie kupić „trawy” bez okazania dowodu osobistego. Dziś diler nie ma żadnych problemów z taką transakcją. Są na to zresztą twarde dowody, w postaci empirycznych danych z USA, które jasno pokazują, że użycie marihuany wśród dzieci i młodzieży zmalało w stanach, które dokonały legalizacji.
Niemniej istotne jest to, że zorganizowana przestępczość traci dochody. Policja, prokuratury i sądy, które nie muszą już ścigać posiadania 2 gramów na własny użytek, mogą przeznaczyć ten czas i pieniądze na poważniejsze przestępstwa. To w efekcie przekłada się na wzrost bezpieczeństwa społeczeństwa i bardziej efektywne dysponowanie środkami publicznymi.
Podsumowanie
Nie ma żadnej wątpliwości, że marihuana to także zagrożenia, co dostrzega również Łukasz Rydzik w licznych wywiadach. Legalizacja i kontrola rynku konopi pomaga je jednak minimalizować, zwiększając bezpieczeństwo użytkowników, dzieci, a pośrednio – poprzez odciążenie służb – także całego państwa. Dodatkowo generuje mnóstwo miejsc pracy, ogromne pieniądze i znaczące wpływy budżetowe, stymulujące rozwój gospodarki. To wszystko to nie tylko gdybanie – dziś dostępne są już empiryczne dane z Kanady czy USA. Niedługo będą także z Niemiec, które zalegalizują konopie indyjskie do 2024 roku. Gdy w grę wchodzą największe gospodarki świata, kwestia legalizacji w Europie to nie jest już kwestia „czy”, a „kiedy”. Polska jak zwykle będzie więc doganiać zachód, zamiast samemu zdobyć się na zdrowy rozsądek.